Poczułam nagły przypływ gorąca, miałam wrażenie ,że zaraz się zapalę jak pochodnia. Otworzyłam szybko oczy , obok mnie ukazała się postać Scotta. Jego ręka spoczywała na moim ramieniu a jego nogi przyciskały moje do materaca. Delikatnie chwyciłam nadgarstek jego ręki i uniosłam powoli do góry by nie obudzić chłopaka. Jednak to nie było możliwe bo zielonooki od razu się ocknął. Spojrzałam na niego a on lekko się uśmiechnął
-Witaj, masz ochotę coś zjeść ? -spojrzał w moje oczy co trochę mnie speszyło
-Ymm pewnie – odwróciłam wzrok
Scott wyszedł z pokoju a ja w spokoju się ubrałam. Od rana męczy mnie ta myśl,że muszę porozmawiać z mamą , musi mi wytłumaczyć to wszystko i potwierdzić słowa Scotta. Zeszłam na dół powolnym krokiem, wchodząc do kuchni poczułam przepiękny zapach moich ulubionych naleśników, mmm jak ja dawno ich nie jadłam.
-Pysznie pachnie- popatrzyłam na talerz pełen placuszków
-Siadaj i jedź- jak powiedział tak zrobiłam, zajęłam miejsce naprzeciwko chłopaka , zajadałam się pysznym śniadaniem gdy nagle usłyszałam dźwięk mojej komórki. Chwyciłam ją do ręki i od razu wyskoczyło mi przypomnienie w kalendarzu,że muszę jechać do ginekologa.
-Coś się stało ?- spytał Scott z troską
-Muszę jechać dziś do ginekologa
-Okej, może pojadę z Tobą hmm? - uniósł kąciki ust do góry
-Pewnie- rzuciłam mu przelotny uśmiech.
Od razu po posiłku przebrałam się i ruszyliśmy w drogę, całe szczęście nie miałam zbyt daleko do przychodni więc byliśmy już tam po dwudziestu minutach. Zarejestrowałam się i usiadłam na krzesełku. Nie wiadomo czemu ale stresowałam się tą wizytą. Ostatnio ciągle chodziłam zestresowana i bałam się ,że to źle wpłynie na rozwój mojego dziecka.
-Proszę Panią Locke- usłyszałam głos lekarza , wstałam i weszłam do gabinetu.
Doktor zrobił USG , wypytywał jak się czuję i okazało się ,że z dzieckiem wszystko dobrze. Tak bardzo się cieszyłam, kamień z serca mi spadł. Jeszcze 7 miesięcy i maluszek pojawi się na świecie.
Dość szybkim krokiem opuściliśmy klinikę.
-Scott podwieź mnie do domu – powiedziałam idąc do samochodu
-Okej, ale jesteś tego pewna ?
-Tak , muszę porozmawiać o tym z mamą, musi mi to wszystko wyjaśnić – spojrzałam prosto w jego oczy
-Dobrze- odpowiedział łagodnym tonem, chwycił mnie za rękę i przytulił
* * *
Nie pozwolę Cię skrzywdzić , nigdy....i tak muszę się wytłumaczyć przed starszyzną...
* * *
Będąc już blisko domu mój stres wzrastał, nie wiedziałam jak mam zacząć z nią rozmowę. Hmm po prostu tam wejdę i nie będę owijać w bawełnę. Stojąc przed drzwiami wejściowymi wahałam się czy zapukać. Dobra wchodzę w końcu to też mój dom. Wchodząc do środka usłyszałam cichy szloch z salonu. Siedziała tam moja rodzicielka skulona na białej kanapie.
-Mamo- jej głowa momentalnie odwróciła się w moją stronę, wstała i szybko podbiegła do mnie
-Córciu, tak bardzo Cię przepraszam, tak bardzo się o Ciebie martwiłam – mówiła przyciszonym głosem
-Mamo..chcę żebyś mi to wszystko wytłumaczyła- spojrzałam w oczy mojej matki- teraz- dodałam po chwili , kiwnęła głową i poszłyśmy do salonu. Usiadła obok mnie chwytając za rękę
-Parę lat temu, gdy nie było Cię jeszcze na świecie, poznałam Jamesa , był cudownym mężczyzną, miał dobre serce. Spotykaliśmy się co jakiś czas , z czasem te spotkania zmieniły się w głębszą relację. Zaczęliśmy coś do siebie czuć. Z dnia na dzień zaczynałam go coraz mocniej kochać, był mi bardzo bliski. Pewnego dnia postanowiliśmy wziąć ślub. Ten dzień był cudowny , biała suknia, kwiaty, ale..-przerwała na chwilę i spojrzała na mnie , oczy miała smutne ,pełne rozpaczy- ale tego dnia byliśmy tylko my dwoje, dobrze wiedzieliśmy,że nasze spotkania i nasza miłość jest zakazana. Nasze rody zaczęły się nienawidzić , wszystko to przez nasz związek. Gdy zaszłam z Tobą w ciążę , wszystko się odmieniło. Gdy wampiry się o tym dowiedziały zabiły Jamesa, był to dla mnie największy cios w samo serce. Za to mnie ukryli. Z tego co wiem Anioły mnie szukały po to by zemścić się za Twojego ojca, uważali ,że to moja wina. Tak bardzo za nim tęsknię- po jej policzkach płynęły łzy, ścisnęłam jej rękę
-A Vicky ?
-Vicky jest śmiertelniczką, córką Twojej cioci Lauren. Lauren była moją siostrą , ona nie była hybrydą wampira tak jak ja. Geny odziedziczyła po matce ja po ojcu. Twój dziadek był wampirem a babcia zwykłą śmiertelniczką. Niestety jeden z naszej rodziny zabił ją na ulicy gdy szła z Vicky na spacer. Przygarnęłam ją do nas – spojrzała na mnie a ja po prostu nie wiedziałam co mam powiedzieć, widziałam w niej ból. Teraz rozumiałam dlaczego nie chciała mi powiedzieć całej prawdy.
-Mamo- zaczęłam nie pewnie- przepraszam ,że tak na Ciebie nakrzyczałam
-Nie Holly to ja Ciebie przepraszam, powinnam Ci to powiedzieć wcześniej ale chciałam Cię chronić -przytuliła mnie
-Mamo zostaniesz w domu ?- zapytałam po chwili
-Holly nie mogę- urwała i patrzyła się w moją twarz- wampiry mnie szantażują, gdy się dowiedzą,że jestem blisko Twojego anioła stróża wściekną się a to może być koniec mojego życia
-Jak to ? Skąd wiesz,że Scott to mój anioł stróż ?!
-Sekta mi powiedziała, niestety kochanie ukrywałam się przed nimi ale znaleźli mnie gdy wyjechałam do Los Angeles , ten głos co słyszałaś przez telefon to jeden z rady, muszę się teraz ich słuchać inaczej zginę, a niestety oby dwie jesteśmy innej krwi. Ty jesteś szlachetna ,za ja ciemnym charakterem. Wybacz mi córciu
-Wybaczam – czułam jak po moim policzku spływa ciepła łza , moja rodzicielka wstała z kanapy i ruszyła w stronę drzwi
-Nie wiem kiedy się zobaczymy, może już nigdy, pamiętaj ,że cię mocno kocham- powiedziała prawie niesłyszalnie i znikła , osunęłam się z kanapy na ziemię i zaczęłam płakać, było mi cholernie źle, czułam wypalającą się dziurę w moim sercu. Nie wiedziałam co mam myśleć ,co mam robić.
Nie wiedziałam już czy jestem bezpieczna....
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Wybaczcie ,że tak późno ale miałam dużo nauki ;/
Mam nadzieję,że rozdział się spodoba bo mi tak nie zbyt się podoba ;/
Akcja się rozwija a będzie się dużo działo :)
Miłego czytania i Pozdrawiam ;*
Co do następnego rozdziału postaram się dodać jakoś w piątek ale nie obiecuję :)
Translate
niedziela, 29 marca 2015
sobota, 7 marca 2015
Rozdział 18
zamknął na chwilę oczy i po chwili
je otworzył- Dawno temu były dwa rody dobro i zło. Anioły i
Wampiry nazywane demonami. Anioły władały całym królestwem dobra
i zła. Demony niestety z czasem zaczęły się buntować i
zapragnęły przejąć całą władzę nad dwoma światami. Wtedy
zaczęła się wojna między rodami. Ja jestem aniołem, a dokładnie
Twoim aniołem stróżem. Powodem była Twoja matka i ojciec. Twój
ojciec był aniołem , Twoja matka hybrydą wampira. Gdy zaszła w
ciąże, wampiry postanowiły zabić Jamesa za to,że zhańbił ich
rasę. Twoją matkę gdzieś ukryli , urodziła Cię i wyprowadziła
do Nowej Zelandii zaczynając nowe życie z nowym mężczyzną. Twoja
siostra Vicky jest śmiertelniczką,Twoja mama ją znalazła na ulicy
gdy jeden z wampirów zaatakował Lauren, Twoją ciocię. Po Twoim
urodzeniu okazało się,że jesteś hybrydą anioła, nie przejęłaś
genów po matce , tylko po Jamesie- popatrzył na mnie tak jak by
szukał moich emocji. Byłam w szoku a zarazem zła ,że moja własna
mama mi tego nie powiedziała. W moich oczach wzbierały się łzy.
Tyle lat żyłam w tej całej nieświadomości kim jestem. Po
policzku spłynęła mi łza
-Holly, nie płacz- przybliżył się
do mnie i kciukiem wytarł mokrą ciecz, nic nie odpowiedziałam,
odwróciłam głowę w drugą stronę, nie miałam ochoty by mnie
oglądał w takim stanie. Wstałam i bez pożegnania wyszłam na
zewnątrz. Trzymając telefon w ręce , po długim namyśle napisałam
do mamy. Musiała mi to wszystko wytłumaczyć.
„Mamo przyjedź do domu, musimy
porozmawiać, to pilne”
Długo nie musiałam czekać na
odpowiedź
„Przyjadę jutro”
I tyle z jej odpowiedzi. Miałam ochotę
w tym momencie wykrzyczeć jej wszystko w twarz.
* * *
Obudziłam się ze strasznym bólem
głowy, wzięłam dwie aspiryny i poszłam na dół. Nikogo nie było
w domu co było dziwne, lecz po chwili się zorientowałam, że tata
była w pracy a Vicky w szkole.
O piętnastej usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi, zerwałam się z kanapy na której wylegiwałam
się pół dnia. W korytarzu stała mama , patrzyła na mnie z
uśmiecham , lecz gdy zauważyła moją wściekłą minę , uśmiech
znikł.
-Co się stało córciu? -zapytała
-O to samo mogłabym ja Cię zapytać,
co się stało z Tobą ,że nie mówisz mi całej prawdy – jej oczy
się rozszerzyły, oddech przyśpieszył.
-Powiesz mi o co chodzi ?- powiedziała
po chwili zastanowienia się
-Dlaczego mi nie powiedziałaś , że
nie jestem zwykłą dziewczyną, że Vicky to nie moja siostra tak
samo jak Joseph to nie mój ojciec ?!-prawie na nią krzyczałam,
stała osłupiała i patrzyła na mnie z wyrzutami sumienia –
dlaczego przez tyle lat ukrywałaś prawdę !! źle mi z tym,że mnie
okłamywałaś !
-Ale córciu ja..a chciałam Cię
chronić- zaczęła się jąkać
-Chronić ?! Okłamywanie nazywasz
ochroną ?! - w moich oczach zbierały się łzy
-Przepraszam- odpowiedziała z miną
zbitego psa, nic nie odpowiedziałam, poszłam na górę wzięłam
kilka swoich rzeczy i wyszłam, nie chciałam jej oglądać. Co ona
sobie myślała nie mówiąc mi prawdy. Myślała,że jak mój tato
zmarł to ,że nie muszę nic wiedzieć. Dzwoniąc do Scotta tego
samego dnia co mi wszystko opowiedział. Zapytałam się tylko jakie
jest prawo odziedziczania nazwiska. I wtedy dowiedziałam się ,że
moje nazwisko jest fałszywe ,powinnam nazywać się Luigi a nie
Locke.
Zapukałam do drzwi Scotta. Otworzył
je i nic nie mówiąc wpuścił do środka.
-Mogę u Ciebie przenocować?-
zapytałam cichym i zmęczonym głosem
-Jasne- jego potężny głos bardzo
mnie uspokajał, chwycił mnie za rękę i zaprowadził na górę,
otworzył pierwsze drzwi i znajdowaliśmy się w małym pokoiku,
ściany były w odcieniu jasnej zieleni a meble czarne. Widać było
,że był urządzony w męskim stylu.
-To Twój pokój ?
-Tak, przenocujesz w nim , ja będę
spał w salonie – posłał mi jeden z tych swoich fantastycznych
uśmiechów, odwzajemniłam go- ale jest dopiero siedemnasta, może
chcesz iść na spacer?
-Jasne
Spacerowaliśmy po parku, było dość
chłodno więc zaczęliśmy iść w kierunku domu.
Wyciągnęłam z torby moje luźne
spodenki i za dużą koszulkę. Wykąpałam się i weszłam pod
kołdrę.
Było ciemno nic nie widziałam,
wokół mnie nie było widać niczego, jak bym była w jakiejś
pułapce, zamknięta w ciemnym pustym pokoju. Słyszałam tylko ciche
szepty wołające moje imię i czerwone oczy wyławiające się z
ciemności...
Zaczęłam dyszeć i krzyczeć z całych
sił, nawet nie wiedziałam ,że z mojego gardła może wydobywać
się tak donośny ryk. Usłyszałam czyjeś szybkie kroki na
schodach. Obróciłam głowę a do pokoju wbiegł Scott. Położył
się obok mnie i mocno przytulił, nic nie mówił , co bardzo mi
pasowało. Byłam cała mokra i drżałam. Chwycił moją twarz w
obie ręce, pocałował w czoło, wszedł pod kołdrę , przysunął
mnie mocno do siebie i zasnęliśmy.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - -
I oto nowy rozdział gotowy :D
Teraz już wiecie kim kto jest lecz nie
do końca ^^ jeszcze jest wiele tajemnic :D
Ten rozdział dedykuję moim
najbliższym <3
Do następnego rozdziału ;*
Miłego czytania ! ;*
niedziela, 1 marca 2015
Rozdział 17
Postanowiłam ruszyć do domu Scotta,
nie patrzyłam nawet jaka jest godzina, nie obchodziło mnie to czy
jest późno , chciałam wiedzieć, musiałam wiedzieć. A idę do zielonookiego bo czuję,że on coś wie na ten temat. Zapukałam gwałtownie
do drzwi. Po chwili się one otworzyły
-Hej Holly- Scott wyglądał na
zaskoczonego
-Hej- weszłam pewnym krokiem do środka
omijając go
-Co Cię sprowadza tak późną porą ?
-Musimy porozmawiać, to ważne-
patrzyłam mu prosto w oczy
-O czym ?
-Powiem jak usiądziemy – lekko się
uśmiechnęłam
-Dobrze, chodź- chwycił mnie za rękę
i zaprowadził do przestronnego salonu w odcieniach bieli i beżu.
Usiedliśmy na wielkiej białej skórzanej kanapie- słucham- odezwał
się po chwili
-A więc tak, mam do Ciebie parę
pytań- za nim je zadałam wyciągnęłam z torby pierścień i
zdjęcie.
-Wiesz kto to jest?- podałam mu
zdjęcie na , którym był ten błękitnooki mężczyzna. Scott przez
chwilę patrzył na to zdjęcie, tak bardzo intensywnie jak by
próbował sobie coś przypomnieć
-Nie, nie znam, a skąd masz to zdjęcie
? -spojrzał na mnie
-Znalazłam u siebie w domu- nie
rozumiałam po co mnie o to pyta, popatrzyłam na niego dłuższą
chwilę i wyciągnęłam pierścień , jego oczy momentalnie się
rozszerzyły. On coś wie!
-Wiesz co to?
-Nie- odpowiedział pośpiesznie,
chciałam mu go dać do ręki ale ją schował. Uśmiechnęłam się
pod nosem, wiedziałam,że coś ukrywa.
-Holly przykro mi ale ja nie mogę Ci
pomóc , nic nie wiem na temat tego zdjęcia i pierścionka-
popatrzył na mnie próbując przybrać przepraszając minę ale, po
jego oczach było widać,że wie , wszystko wie.
-Okej – wstałam i wyszłam. Idąc do
domu usłyszałam szelest dobiegający zza krzaków, chciałam zacząć
uciekać gdy jakaś ręka pociągnęła mnie w głąb krzewów.
Popatrzyłam prosto przed siebie , stał tam Matt. Czułam jak
wzbiera się we mnie złość , nie chciałam go widzieć ,nigdy !
-Holly prozę porozmawiaj ze mną-
mówił błagalnym głosem, trzymając mnie za rękę
-Nie ! Puść mnie ! - mówiłam prawie
krzycząc i wyrywają mu się , gdy uwolniłam się z jego uścisku ,
uciekłam do domu.
W pokoju chodziłam w tą i z powrotem
zastanawiając się co to wszystko ma znaczyć, dlaczego od przyjazdu
tej cholernej dziewczyny zaczęło się wszystko rozpadać, całe
moje życie. Teraz sama nie wiem kim jestem.
* * *
Gdy Holly wyszła z mojego domu,
zastanawiałem się co mam robić. Skąd ona to wszystko ma, jak
odkryje kim jest znajdą ją i zniszczą. Powinienem jej powiedzieć
? Ale co na to starzyzna ? Pewnie by się wściekła, ale w sumie mam
to w dupie ! W końcu ona musi znać prawdę...
* * *
Już od prawie tygodnia nie było Matta
ani Carmen w szkole, czyżby zrobili sobie razem wolne? Szczerze ?
Nie obchodziło mnie to, miałam go i jej dosyć. Wieczorem udałam
się na spacer, uznałam,że świeże powietrze zrobi mi dobrze,
wychodząc na zewnątrz poczułam przyjemny chłód wiatru. Nie było
zimno ani gorąco tylko tak akurat. W parku nie było nikogo, świeciły się tylko lampy , które znajdowały się obok ławek. Idąc ścieżką
obok placu zabaw usłyszałam za sobą czyjeś kroki Obróciłam się
szybko a przede mną stała Carmen.
-Dlaczego mnie śledzisz ? - nic nie
odpowiedziała tylko patrzyła się na mnie , uśmiechając się
szeroko,spojrzałam na jej oczy były jakieś takie dziwne , nie były
już błękitne ale czerwone. Chwyciła mnie za ręce tak mocno,że
wykręciłam się z bólu, nachyliła się nad moją twarzą, chciała
coś powiedzieć,ale ktoś ją odciągnął i rzucił prosto na pień
drzewa. Nie znajomy się odwrócił w moją stronę. Obok mnie jakimś
cudem znalazł się Scott, co on tu robi? I dlaczego ją popchnął
na to drzewo ?!
-Nic Ci nie jest ? -zapytał
-Chyba nie- odpowiedziałam masując
moje nadgarstki, po chwili Scott upadł na ziemię a Carmen usiadła
na nim przytrzymując mu głowę przy ziemi. Chłopak szybko ją
odepchnął i drugi raz z całej siły pchnął na drzewo. Osunęła
się na ziemie i jęknęła z bólu. Chwycił mnie za rękę i szybko
pobiegł ze mną do domu. Wchodząc do środka poprosiłam go by
zostawił mnie samą, nie chciałam ani nie miałam ochoty dzisiaj z
nim rozmawiać ani z kimkolwiek. Chciałam zostać sama bez nikogo.
Rano postanowiłam,że nie pójdę do
szkoły, ubrałam się szybko i zeszłam na dół, zastanawiałam
się przez chwilę co mam zrobić. Pójdę do mojego sąsiada by
porozmawiać o całym zdarzeniu , które miało miejsce wczoraj w
parku. Stanęłam przed jego drzwiami , dziwnie się denerwowałam i
nie wiedziałam dlaczego. Nim zapukałam do drzwi one się otworzyły.
-Hej – uśmiechnął się do mnie,
miał piękny uśmiech, odwzajemniłam go i weszłam do środka.
-Chcę pogadać- powiedziałam cicho ,
co u mnie rzadko się to zdarzało
-Pewnie o wczorajszym wieczorze- popatrzył na
mnie a palcem pocierał dolną wargę co było dla mnie rozpraszające
-Tak – posłałam mu nieśmiały
uśmiech
-Chodź do salonu- poszłam za nim,
usiedliśmy na tej kanapie co ostatnio- chcesz się może czegoś
napić za nim zaczniemy rozmawiać? - zastanawiałam się chwilę , w
sumie nic nie piłam od rana
-Tak, kawę rozpuszczalną z mlekiem ,
jak oczywiście masz takową
-Oczywiście,że mam – wstał i
poszedł do pomieszczenia obok, miałam okazję przyjrzeć się jego
mieszkaniu, było urządzone trochę w starodawnym stylu ale bardzo
szykownie. Ciekawe czy sam wszystko projektował. Po jakiś 20
minutach wrócił z filiżankami.
-A więc pewnie chcesz wszystko
wiedzieć – zaczął, kiwnęłam tylko głową upijając łyk kawy
– dobrze w takim razie przyszykuj się na długie opowiadanie..
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
- - - - - - - - - - - -
Z góry was przepraszam,że dodałam
ten rozdział po tak długim czasie ! ;) ale niestety brak czasu,
szkoła i sprawy rodzinne nie pozwalały mi na to by się skupić nad
opowiadaniem i nie korzystałam przez ten czas z internetu.
Mam nadzieję,że mi wybaczycie ;*
Wiem,że ten rozdział taki jakiś
krótki ,ale chcę was trzymać w napięciu ;D
W następnym rozdziale dowiecie się
kim jest Scott , Holly i cała reszta a przede wszystkim tajemniczy
pan na zdjęciu ;D ciekawi mnie czy macie podejrzenie kim są ? ;)
Rozdział 18 dodam w najbliższym
czasie ,nie będę obiecywać kiedy bo nie wiem co mi los przyniesie
;)
Tak więc do następnego ! I miłego
czytania ! ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)